Depilacja nie jest, nie była i raczej nigdy nie będzie moją ulubioną czynnością. W zależności od narzędzia, po które sięgam, albo podrażnię sobie skórę (depilator), zachlapię łazienkę krwią (maszynka do golenia: słowo daję, nawet kot cofa się ze zgrozą na maleńkim pyszczku!), ewentualnie oblepię wszystko woskiem (plastry/pasta cukrowa). Pozostają jeszcze kremy do depilacji, ale z tych już dawno zrezygnowałam z uwagi na odrzucający chemiczny zapach. Ale jak się okazuje, cuda cuda! Świat idzie do przodu i nawet kremy do depilacji mogą przyjemnie pachnieć ;) I wiecie co? Rzeczywiście tak pachną! Zapraszam, poczytajcie o produktach hiszpańskiej marki Byly.
