Nie ma chyba większej orgii zapachów niż żele Balea, gdybym miała je w zasięgu ręki to przypuszczam, że wszystkie inne poszłyby w niepamięć. Uwielbiam i kiedy tylko mam okazję, kupuję parę na zapas - tym razem postawiłam na przepyszny koktajl z jagód Blaubeere i słodkawy, trudny do określenia Abend Rot. Nie będę się wiele rozpisywać, dość powiedzieć, że już nieduża ilość wylanego do wanny czy na rękę płynu wystarcza, by cała łazienka wypełniła się intensywnym aromatem i co ważne - nie odbieram tych woni jako sztuczne. Wręcz przeciwnie, może mi tak pachnieć cały czas ;-)
Żele Balea to nie tylko moc zapachu, ale i koloru - wszystkie wersje, które przeszły przez moje ręce charakteryzowały się mocną barwą. Mocno się też pienią, miłą kremową pianą. Skład kipi od chemii, ale to tylko żele, które szybko zmywam ze skóry, nie przeszkadza mi to zupełnie, zwłaszcza, że atrakcje towarzyszące rekompensują to aż nadto ;-) Nie pytam, czy znacie, bo kto o nich nie słyszał, zapytam zatem, czy lubicie, a jeśli tak, to jaka wersja zapachowa uwiodła Was najmocniej? ;-)