Uwielbiam testować nowe podkłady i kiedy tylko na rynku kosmetycznym pojawia się coś nowego, od razu nadstawiam uszu ;-) Tak było i tym razem, szumnie zapowiadana nowość od
Yves Saint Laurent, Le Teint Touche Eclat mocno pobudziła moją ciekawość, a materiały reklamowe rozbuchały oczekiwania.
 |
zdj. z ysl.com |
Opis ze strony producenta:
Magiczne światło zawarte w podkładzie Le Teint Touche Éclat nadaje cerze blasku, rozjaśnia strefy cienia i modeluje kontur twarzy. Wolna od substancji pudrowych unikatowa formuła perfekcyjnie wyrównuje koloryt cery i pomaga korygować niedoskonałości. Podkład nadaje cerze promienny wygląd i wydobywa naturalne piękno każdej kobiety. W Polsce dostępny w 9 odcieniach.
Ponoć naukowcy pracowali nad nim ponad 10 lat i w efekcie otrzymali podkład idealny, kontynuujący ideę "magicznej różdżki", czyli kultowego korektora pod oczy o tej samej nazwie Touche Eclat, który już od ponad 20 lat podbija serca klientek na całym świecie. Acz mojego nie podbił i tym bardziej ciekawa jestem, jak w tej materii poradzi sobie podkład ;-)
 |
zdj. z ysl.com |
Ponieważ nie mogłam się doczekać, kiedy to cudo trafi do trójmiejskich perfumerii, kupiłam na allegro miniaturową tubkę, o pojemności 5 ml. I tu pierwszy plus podkładu - mimo płynnej konsystencji jest bardzo wydajny, tubka wystarczyła mi na ponad tydzień testów i wciąż jeszcze coś w niej zostało. Już maleńka ilość podkładu wielkości ziarenka groszku z powodzeniem wystarczy, by pokryć całą twarz.
 |
Z lewej Lancome, z prawej YSL |
Ze względu na wakacyjną opaleniznę wybrałam odcień B30 Beige, który okazał się ładnym żółtawym kolorem, świetnie pasującym do mojej letniej karnacji. Na zdjęciu powyżej zestawiłam go z Lancome Teint Idole Ultra 24H w odcieniu 01 - jak widać fluid Lancome ma w sobie nieco więcej różowych tonów.
 |
YSL, Le Teint Touche Eclat na skórze |
Podkład ma
niewielkie właściwości kryjące, na pewno mniejsze niż używany przeze mnie Skin Illusion Clarinsa, czy Teint Idole Ultra 24H Lancome. Touche Eclat
dobrze wtapia się w skórę, ładnie
wyrównuje jej
koloryt, sprawia, że
nabiera ona
blasku i promiennego wyglądu, ale sam w sobie niewiele zakrywa. Właściwości kryjące można zwiększać przez dokładanie kolejnej warstwy, podkład jest na tyle lekki, że mimo dwóch warstw wciąż wygląda naturalnie. U mnie sprawdza się nakładany pędzlem typu flat top, aplikowany palcami zostawia lekkie smugi, a gąbeczką traci na wydajności.
 |
YSL, Le Teint Touche Eclat B30 Beige |
Moja skóra to typ mieszany; na policzkach sucha, w strefie T normalna, bez większych skłonności do przetłuszczania się. Fluid trzyma ją w ryzach, nie wysusza, ani nie przetłuszcza. Niestety po kilku godzinach noszenia lekko podkreśla pory, choć nie wiem, czy jest to widoczne na powyższym zdjęciu, w każdym razie moim ulubieńcem nie zostanie. Nie zostanie nim także z tego powodu, że pod koniec dnia powoduje na skórze wrażenie lepkości. Wizualnie wciąż jest dobrze, podkład nie ściera się, o ile nie dotykamy twarzy dłońmi, niemniej jest to dla mnie niekomfortowe.
Touche Eclat raczej nie zapycha, choć żeby to stwierdzić z całą pewnością musiałabym używać go znacznie dłużej. Zapach jest delikatny i neutralny. Cena ok. 190 zł, nieco wygórowana, ale przy ogromnej wydajności podkładu do przełknięcia.
Podsumowując, myślę, że jest to niezły podkład dla tych, którzy chcą osiągnąć efekt promiennej zdrowej skóry, a jednocześnie ich własna jest w na tyle dobrym stanie, że nie potrzebuje większego krycia. Ja raczej się na pełnowymiarowe opakowanie nie skuszę, choć jeśli trafię na atrakcyjną cenę, to kto wie ;)
Bardzo ciekawa jestem Waszych opinii, jeśli miałyście już do czynienia z tym podkładem, podzielcie się wrażeniami :)