piątek, 28 września 2012

Do it yourself - bransoletki w serduszka ♥

Wprawdzie minęły już czasy, kiedy z wypiekami na twarzy ślęczałam nad koralikami, próbując je złożyć w kolorową biżuterię, ale skuszona postem Obssesion zapragnęłam do nich powrócić ;-) Złożyłam zamówienie na wybrane elementy i wkrótce potem na powrót mogłam się oddawać twórczej pasji ;-)

Nic skomplikowanego z tego nie wyszło, ale przyznacie, że serduszka są urocze:

Na bogato :D
   
;)
A co zamówiłam?
   
Sprawcy całego zamieszania ;-)
 
Mantylki, a nuż mnie zainspirują ;-)


Koty, no bo kto oparłby się kotom. Sierściuchy trochę jakby najeżone ;)


Ciągle je gubię, ale może ta się ostanie. Zakładka.


Woskowane sznurki.

Wszystko to z Beads.pl, ale, z uwagi na długi czas oczekiwania na wysyłkę, sklep polecam tylko cierpliwym.



Lubicie bawić się w zrób to sam? Czy raczej wolicie gotowe produkty?



wtorek, 25 września 2012

Bioderma, Pore Refiner

Kosmetyki Biodermy często pojawiają się w mojej pielęgnacji - cenię je za delikatność, hypoalergiczność i przede wszystkim skuteczność. Na krem korygujący widoczność porów, Pore Refiner, trafiłam trochę przypadkiem, przeglądając ofertę apteki, ale opis działania był na tyle obiecujący, że postanowiłam go wypróbować.
 
Krem należy do serii Sebium, przeznaczonej dla pielęgancji skóry tłustej i mieszanej, skłonnej do wyprysków i zaskórników, a także rozszerzonych porów.  Do jego zadań należy poprawienie wyglądu skóry przez zminimalizowanie nadmiernego wydzielania sebum, likwidacja niedoskonałości oraz - co najważniejsze - zwężenie porów,  co sprawi, że będą mniej widoczne.  
 
Bioderma, Pore Refiner

30 ml kremu zamknięto w poręcznej tubce, z małym dziubkiem, przez który wydobywa się odpowiednia ilość kosmetyku. Lekka konsystencja sprawia, że krem błyskawicznie się wchłania, zostawiając skórę aksamitnie gładką i zmatowioną, a efekt zwężenia porów widoczny jest od razu. Przyznaję, że nakładam go tylko w miejscach kluczowych - w moim przypadku to wewnętrzna część policzków - i efekt utrzymuje się przez wiele godzin, właściwie aż do demakijażu. Pore Refiner świetnie współpracuje z podkładem, dzięki czemu jest doskonałą bazą pod makijaż.


Bioderma, Pore Refiner

Nie mam większych problemów z rozszerzonymi porami, kremu używam raczej okazjonalnie, kiedy chcę, by mój makijaż był iście photoshopowy ;) Chętniej sięgam po niego latem, kiedy wysoka temperatura wzmaga świecenie się skóry; krem pomaga ją zdyscyplinować. Nie zapycha porów, ale też nie zauważyłam, by w jakikolwiek sposób przyczyniał sie do poprawy jej kondycji, poza czysto wizualnym aspektem, jakim jest zmniejszenie widoczności porów. Niemniej to już dużo, dlatego jeśli Pore Refiner kiedyś mi się skończy, to zapewne kupię go ponownie.
 
Kosmetyki Biodermy są do nabycia w aptekach i w Sieci, ten konkretny za ok 30-40 zł.
  
 

piątek, 21 września 2012

Essie, Secret Story

Wspominałam o różowych lakierach? Wspominałam. No to teraz jeden z nich Wam pokażę i nie ukrywam, że jest to jeden z bardziej wyrazistych przedstawicieli różu w mojej lakierowej kolekcji ;-).
 
Essie, Secret Story

Essie, Secret Story to część moich zdobyczy zakupowych z TK Maxxa - mocny, energetyzujący róż od razu przyciągnął moją uwagę.


Essie, Secret Story swatch (malowane w pośpiechu, więc wybaczcie niedociągnięcia)
 
Kolor jest bardzo nasycony, choć do pełni szczęścia potrzebne są trzy warstwy lakieru, przy dwóch czasem zdarzają się lekkie prześwity. Odcień rózu jest chłodny, z wyraźnymi niebieskawo-fioletowymi tonami.
 
Essie, Secret Story swatch

Wykończenie? Żelowe - z uwagi na niesamowity połysk i lekkość - moje ulubione.


Essie, Secret Story swatch

Pędzelek jest dość długi i raczej wąski, ułatwia malowanie, nie pozostawia smug, choć być może to zasługa bardzo leistej konsytencji, która sprawia, że lakier poniekąd sam równomiernie rozlewa się po płytce paznokcia.
 
Essie, Secret Story swatch

Trwałość? Przy umiarkowanym natężeniu prac domowych - kilka dni, co zadowala mnie w zupełności. To jeden z moich pierwszych lakierów Essie i zachwyca mnie w nim wszystko - zarówno łatwość malowania, intensywność koloru jak i wykończenie. Trochę mniej cena, pojedyncze lakiery kupowane w Superpharmie kosztują ponad 30 zł, na szczęście dostępne są również w TK Maxxie w znacznie korzystniejszej cenie  - za trójpak zapłaciłam 49 zł.
 
I jak Wam się podoba? ;-)
 
  
 

czwartek, 20 września 2012

Love2Mix Organic, Szampon z ekstraktem z organicznej pomarańczy i papryczki chili

Szampon rosyjskiej firmy Love2Mix Organic skusił mnie swą aromatycznie brzmiącą nazwą, zgodnie z którą zawiera ekstrakt z organicznej pomarańczy i papryczki chili, co z kolei ma przyczynić się do stymulacji wzrostu włosów.  Szampon przeznaczony jest do wszystkich typów włosów, a poprzez wyeliminowaniu ze składu SLS, parabenów, olei mineralnych, metali ciężkich, ftalanów, glikoli i lanoliny okazał się niezwykle delikatny dla mojej skłonnej do podrażnień skóry głowy.
 
Love2MIX Organic, super intensywny szampon dla wszystkich typów włosów
 

Dzięki zawartości certyfikowanych ekologicznie składników aktywnych, takich jak ekstrakty z pomarańczy, papryczki chili i ziaren kakaowca właściwego oraz wyciągu z korzenia żeń-szeń, szampon dobrze oczyszcza włosy i skórę głowy, nawilża je, poprawia krążenie krwi i wreszcie zapobiega wypadaniu włosów oraz stymuluje porost nowych. Opis jak z bajki, prawda? ;-) Od siebie dodam jeszcze, że kosmetyk nie obciąża włosów. A czy zapobiega wypadaniu? Nie mam tego problemu (poza standardowym sezonowym wypadaniem), więc trudno mi ocenić.
 
 
 
Szampon ma konsystencję gęstego żelu, a dzięki zmyślnie wykonanej zatyczce na rękę wylewa się dokładnie tyle kosmetyku, ile chcemy. Ładnie się pieni, gęstą kremową pianą. Pachnie wprawdzie nie tak, jak sobie wyobrażałam, ale równie ładnie - pomarańczami w czekoladzie ;-) Jest wydajny, używa go również mój współdomownik (a on zwykle sobie nie żałuje) i, sądząc po ciężarze butelki, jeszcze sporo zostało.
 
Love2Mix Organic, super intensywny szampon dla wszystkich typów włosów  

Opakowanie, jak wspomniałam, jest bardzo praktyczne, szampon wylewa się po naciśnięciu zatyczki palcem - oto odpowiedź na długo wyczekiwany koniec problemu z walającymi się luzem zakrętkami ;-) Pojemność dość nietypowa, bo 360 ml. Cena? Do przyjęcia, bo ok. 19 zł plus przesyłka, jako że nie znam, póki co, stacjonarnego sklepu prowadzacego sprzedaż tych kosmetyków. Do nabycia w sklepie Bioarp. W ofercie firmy jest jeszcze kilka innych świetnie brzmiących szamponów i przyznam, że już biję sie z myślami, na który się zdecydować ;-)
 
Polecam, dla zapachu, dla kremowej piany i wreszcie dla efektu - naprawdę warto ;-)
 


wtorek, 18 września 2012

Hean, I love nail enamel - 408

Mało lakierowa ze mnie dziewczyna, mam kilka sprawdzonych pastelowych, stonowanych kolorów, z których chętnie korzystam (szeroki wybór: od różu aż po róż), ale czasem los postawi na mojej drodze coś bardziej kolorowego i aż kusi, by to wypróbować ;-)
 
Hean, 408

Lakier marki Hean z serii o wdzięcznej nazwie I love nail enamel zamknięty jest w zgrabnej buteleczce, o pojemności 6 ml; dla mnie jest ona wystarczająca i stwarza nadzieję, że kiedyś uda mi się go zużyć.
 
Hean, I love nail enamel, 408

Ciemnoturkusowy kolor jest intensywny i dobrze kryje już przy drugiej warstwie. Kremowe wykończenie podkreśla moc koloru, a mały, ale gęsty pędzelek ułatwia malowanie bez smug ;)


Hean, 408

Trwałość? Przyzwoita, po dwóch dniach lekko ścierają się końcówki, choć oczywiście wiele zależy od tego, co robimy dłońmi. Cena jest zachęcająca, bo niespełna 4 zł. Z dostępnością bywa różnie, ale zawsze można posiłkować się zakupami w internetowym sklepie producenta, bądź skorzystać z umieszczonej przez niego listy sklepów gdzie kupić ;-).


poniedziałek, 17 września 2012

Zatrzymanie młodości z Pervoe Reshenie

Komponowanie kosmetyków ze składników pochodzących z upraw ekologicznych, wolnych od sztucznych i chemicznych nawozów, to praktyka coraz bardziej zauważalna na światowym targowisku próżności i kosmetycznych nowości. Ekologiczne trendy obecne zarówno w modzie, żywności jak i pielęgnacji wyznaczają nowe standardy jakości życia i z dnia na dzień zyskują coraz szersze grono zwolenników. I choć do niedawna trudno było mi  przekonać się do skuteczności kosmetyków eko, to wraz z pojawianiem się w mojej kosmetyczce coraz to nowych przedstawicieli gatunku, powoli wyzbywam się wszelkich wątpliwości. I nie ukrywam, że to właśnie rosyjskie kosmetyki sprawiają, że chętniej sięgam po produkty sygnowane certyfikatem eko ;-).
 
Jednym z głównych argumentów za okazało się Tonizujące serum do twarzy do 35 lat, produkcji Pervoe Reshenie. 

 
Pervoe Reshenie, Natural & Organic, Zatrzymanie Młodości, Tonizujące serum do twarzy do 35 lat
Receptura serum oparta jest w 98%  na komponentach pochodzenia roślinnego, organicznych ekstraktach i olejach z zimnego tłoczenia pozyskanych z ekologicznie czystych rejonów Syberii. Serum ogranicza przedwczesne procesy starzenia się skóry, aktywnie odżywia i intensywnie nawilża skórę. Naturalne oleje i ekstrakty nasycają skórę niezbędnymi witaminami i aminokwasami. Serum zawiera certyfikowane organicznie składniki, takie jak wzmacniająca procesy odnowy komórek skóry i bogata w witaminę C dzika róża daurska, oczyszczajace pory szczodrak krokoszowaty i płucnica śnieżna, zmniejszający obrzęki moroznik bajkalski, działająca przeciwzapalnie, stymulująca syntezę kolagenu i regulująca gospodarkę tłuszczową organizmu bylica arktyczna, poprawiający krążenie jałowiec, zwiększająca sprężystość skóry szałwia, odżywczy i kojący podrażnienia rokitnik ałtajski, wygładzająca drobne zmarszczki malina moroszka i inne.

Gliceryna i substancje konserwujące zawarte w kosmetyku również są pochodzenia roślinnego. Produkt nie zawiera parabenów, sztucznych składników, silikonów, alkoholu, syntetycznych ekstraktów ani produktów pochodzacych z przerobu ropy naftowej. (za notką z opakowania)


Pervoe Reshenie, Natural & Organic, Zatrzymanie Młodości, Tonizujące serum do twarzy do 35 lat

Kosmetyk zamknięty jest w ciemnej szklanej buteleczce, z dołączoną pipetką, która umożliwia higieniczną aplikację. Konsystencja emulsji jest bardzo lekka i przyjemna w użyciu. Skóra po nałożeniu serum jest rozjaśniona, pory są domknięte, a drobne zmarszczki wypełnione - twarz wygląda na wypoczętą, dobrze nawilżoną, młodszą ;) Stosowane regularnie  przyspiesza gojenie się niechcianych niespodzianek i w widoczny sposób przyczynia się do poprawy kondycji skóry.
 


Producent zaleca, by serum stosować rano i wieczorem, godzinę przed nałożeniem kremu, celem wzmocnienia jego działania. Czasem niestety bywa to niewykonalne, wykorzystuję wiec fakt, że serum błyskawicznie się wchłania i często traktuję je jako bazę pod makijaż - także w tej roli spisuje się rewelacyjnie.

Wady? Owszem, dwie - mała wydajność i kiepska dostępność. Serum dosłownie znika w oczach, buteleczka o pojemości 30 ml wystarczy mi na ok 1,5 miesiąca, a i to tylko dlatego, że po początkowym zachwycie i chęci nakładania serum przy każdej możliwej okazji nieco przystopowałam i nakładam je oszczędniej. Na szczęście cena ok. 25 zł sprawia, że następne opakowanie już czeka na swoją kolej. Dostępność? Tylko sklepy internetowe - m.in. KalinaBioarp.

Na zakończenie dodam tylko, że już dawno żaden kosmetyk nie zachwycił mnie tak bardzo jak ten, a jeśli wierzyć w opowieści o składzie również i moja skóra powinna być zachwycona - a na pewno na taką wygląda ;)
  

piątek, 14 września 2012

Stara Mydlarnia, Bath Caviar

Kąpiel to dla mnie jeden z najprzyjemniejszych sposobów na relaks, zdarza mi się spędzać w wannie długie godziny z książką i kubkiem herbaty, a - w wersji rozpasanej - nawet z lampką wina ;-) Mile widziane są także wszelkiego rodzaju umilacze - płyny, sole, pudry, kule - słowem wszystko, co wzbogaca kąpiel o bąbelki, pianę, zapach czy właściwości nawilżające ;) Jednym z takich kosmetyków jest Kawior do kąpieli ze Starej Mydlarnii. Mam słabość do tej firmy, stąd w mojej łazience pojawia się sporo ich kosmetyków, zaś sam kawior pojawił się w niej już po raz drugi ;)
 
Stara Mydlarnia, Bath Caviar

Kosmetyk dostępny jest w kilku wersjach zapachowych, mnie najbardziej urzekła kawowa. Intensywny aromat ma właściwości pobudzajace i orzeźwiajace, a zawarte w kawiorze minerały, zgodnie z obietnicą producenta, mają za zadanie nie tylko oczyszczać skórę, ale także ujędrniać ją i - z uwagi na obecność kawy - działać wyszczuplająco i antycellulitowo. Umówmy się, że tego typu obietnice dawno włożyłam między bajki, niemniej z sumiennością recenzenta o nich donoszę ;-)
 
kawowe kuleczki ;-)
Drobne i twarde kuleczki szybko rozpuszczają się w wodzie, barwiąc ją na lekko brunatny kolor. Niestety nie możemy liczyć na pianę, kosmetyk nie wytwarza jej prawie wcale. Kwaskowata woń kawy unosi się przez dłuższy czas, po czym stopniowo słabnie, by w końcu zupełnie zniknąć. Nie zauważyłam żadnych właściwości nawilżających, a jedynie zmiękczające wodę, stąd kuleczki traktuję głównie jako źródło zapachu, a nie pielęgnacji. 

Kawior zamknięty jest w eleganckiej szklanej karafce. Jej pojemność to aż 500 ml, co uprzyjemni nam dobrych kilka kapieli. Polecam, choć głównie wielbicielom aromatu ziaren kawy ;)




wtorek, 11 września 2012

Ben Nye, Banana Powder

W statystykach bloga widzę, że często trafiacie do mnie w poszukiwaniu informacji o Banana Powder, firmy Ben Nye. Jakiś czas temu opisałam dwa inne pudry Ben Nye, w odcieniach Neutral Set i Fair, dziś postaram się porównać je właśnie z pudrem Banana, zarówno w kwestii koloru jak i właściwości.
 
Ben Nye - od lewej: Neutral Set, Fair i Banana

W przeciwieństwie do transparentnych pudrów Neutral Set i Fair, Banana ma właściwości kryjące i z założenia przeznaczony jest dla osób borykających się z problemem płytko unaczynionej skóry twarzy, skłonnej do rumienienia się - żółty odcień świetnie neutralizuje zaczerwienienia. Z uwagi na intensywny kolor należy stosować go z umiarem, w przeciwnym wypadku możemy uzyskać efekt niezdrowej i ziemistej cery.
 
Odsypka pudru Ben Nye, Banana Powder

Osoby z bardzo jasną karnacją mogą być rozczarowane, puder jest dość ciemny i tym samym nie wygląda zbyt dobrze na cerach typu porcelanowa laleczka. W celu uzyskania odpowiedniego koloru  można go wymieszać np. z krzemionką -  tak rozjaśniony zachowuje swoje właściwości, a jednocześnie nadaje się do jaśniejszych cer.
 
Poza właściwościami neutralizującymi puder dobrze i na długo matuje. Mimo nieco kredowej konsystencji efekt na skórze jest lekki i naturalny, choć przyznam, że z uwagi na tę właśnie kredowość Banana nie został moim ulubieńcem. Z całej trójki najbardziej przypadł mi do gustu odcień Fair, który dodaje skórze blasku i zdrowego kolorytu, niemniej zalety bananka docenią wszyscy Ci, którzy na co dzień walczą z niechcianymi rumieńcami na twarzy.



poniedziałek, 10 września 2012

Witaminowy tonik od Bourjois

Do niedawna w kategorii kosmetyków tonizujących skórę twarzy nie miałam swojego faworyta i praktycznie każda wizyta w drogerii przynosiła nowy materiał do testów ;) Tak było do momentu, kiedy trafił do mnie witaminizowany tonik Bourjois, wzbogacony o pochodne witaminy C,  korzystnie wpływające na koloryt i nawilżenie skóry.
 
Bourjois, Tonik witaminowy
Zdecydowanie jest to jeden z najlepszych toników, jakie miałam okazję używać. Wyróżnia go przede wszystkim niezwykła delikatność - można nim przemywać nawet najbardziej wrażliwe okolice oczu, bez obawy o podrażnienia. Ponadto świetnie radzi sobie z oczyszczaniem twarzy z resztek makijażu i pozostałości dnia codziennego ;) Regularnie stosowany wyrównuje koloryt skóry, lekko ją rozjaśniając.
 
Kosmetyk jest bezalkoholowy i tym samym nadaje się do wszystkich rodzajów cery. Skóra po przemyciu tonikiem nie jest ściągnięta, a przyjemnie miękka i nawilżona. Sam tonik nie pozostawia lepkiej warstwy na twarzy, a zapach słodkawych owoców jest subtelny i nie drażni powonienia.

Opakowanie jest miłe dla oka i poręczne, choć otwór, przez który wylewa się płyn, mógłby być nieco mniejszy. Pojemność 250 ml sprawia, że przy codziennym stosowaniu rano i wieczorem tonik wystarcza mi na okres półtora miesiąca.  Relację pojemności i jakości do ceny - około 10 złotych - uważam za więcej niż korzystną i na pewno kosmetyk ten jeszcze nie raz pojawi się w mojej łazience. Czego serdecznie życzę i Wam ;-)
Do nabycia wyłącznie w Rossmannie.
  

czwartek, 6 września 2012

Magia światła od YSL ;)

Uwielbiam testować nowe podkłady i kiedy tylko na rynku kosmetycznym pojawia się coś nowego, od razu nadstawiam uszu ;-) Tak było i tym razem, szumnie zapowiadana nowość od Yves Saint Laurent, Le Teint Touche Eclat mocno pobudziła moją ciekawość, a materiały reklamowe rozbuchały oczekiwania.


zdj. z ysl.com
Opis ze strony producenta:
Magiczne światło zawarte w podkładzie Le Teint Touche Éclat nadaje cerze blasku, rozjaśnia strefy cienia i modeluje kontur twarzy. Wolna od substancji pudrowych unikatowa formuła perfekcyjnie wyrównuje koloryt cery i pomaga korygować niedoskonałości. Podkład nadaje cerze promienny wygląd i wydobywa naturalne piękno każdej kobiety. W Polsce dostępny w 9 odcieniach.
Ponoć naukowcy pracowali nad nim ponad 10 lat i w efekcie otrzymali podkład idealny, kontynuujący ideę "magicznej różdżki", czyli kultowego korektora pod oczy o tej samej nazwie Touche Eclat, który już od ponad 20 lat podbija serca klientek na całym świecie. Acz mojego nie podbił i tym bardziej ciekawa jestem, jak w tej materii poradzi sobie podkład ;-)
 

zdj. z ysl.com

Ponieważ nie mogłam się doczekać, kiedy to cudo trafi do trójmiejskich perfumerii, kupiłam na allegro miniaturową tubkę, o pojemności 5 ml. I tu pierwszy plus podkładu - mimo płynnej konsystencji jest bardzo wydajny, tubka wystarczyła mi na ponad tydzień testów i wciąż jeszcze coś w niej zostało. Już maleńka ilość podkładu wielkości ziarenka groszku z powodzeniem wystarczy, by pokryć całą twarz.

Z lewej Lancome, z prawej YSL
 
Ze względu na wakacyjną opaleniznę wybrałam odcień B30 Beige, który okazał się ładnym żółtawym kolorem, świetnie pasującym do mojej letniej karnacji. Na zdjęciu powyżej zestawiłam go z Lancome Teint Idole Ultra 24H w odcieniu 01 - jak widać fluid Lancome ma w sobie nieco więcej różowych tonów.
 

YSL, Le Teint Touche Eclat na skórze
Podkład ma niewielkie właściwości kryjące, na pewno mniejsze niż używany przeze mnie Skin Illusion Clarinsa, czy Teint Idole Ultra 24H Lancome. Touche Eclat dobrze wtapia się w skórę, ładnie wyrównuje jej koloryt, sprawia, że nabiera ona blasku i promiennego wyglądu, ale sam w sobie niewiele zakrywa. Właściwości kryjące można zwiększać przez dokładanie kolejnej warstwy, podkład jest na tyle lekki, że mimo dwóch warstw wciąż wygląda naturalnie. U mnie sprawdza się nakładany pędzlem typu flat top, aplikowany palcami zostawia lekkie smugi, a gąbeczką traci na wydajności.

YSL, Le Teint Touche Eclat B30 Beige


Moja skóra to typ mieszany; na policzkach sucha, w strefie T normalna, bez większych skłonności do przetłuszczania się. Fluid trzyma ją w ryzach, nie wysusza, ani nie przetłuszcza. Niestety po kilku godzinach noszenia lekko podkreśla pory, choć nie wiem, czy jest to widoczne na powyższym zdjęciu, w każdym razie moim ulubieńcem nie zostanie. Nie zostanie nim także z tego powodu, że pod koniec dnia powoduje na skórze wrażenie lepkości. Wizualnie wciąż jest dobrze, podkład nie ściera się, o ile nie dotykamy twarzy dłońmi, niemniej jest to dla mnie niekomfortowe.

Touche Eclat raczej nie zapycha, choć żeby to stwierdzić z całą pewnością musiałabym używać go znacznie dłużej. Zapach jest delikatny i neutralny. Cena ok. 190 zł, nieco wygórowana, ale przy ogromnej wydajności podkładu do przełknięcia.

Podsumowując, myślę, że jest to niezły podkład dla tych, którzy chcą osiągnąć efekt promiennej zdrowej skóry, a jednocześnie ich własna jest w na tyle dobrym stanie, że nie potrzebuje większego krycia. Ja raczej się na pełnowymiarowe opakowanie nie skuszę, choć jeśli trafię na atrakcyjną cenę, to kto wie ;)
 
Bardzo ciekawa jestem Waszych opinii, jeśli miałyście już do czynienia z tym podkładem, podzielcie się wrażeniami :)


poniedziałek, 3 września 2012

Z przepisów babci Agafii - maska drożdżowa do włosów ;-)

Jakiś czas temu bliżej zainteresowałam się tematem naturalnej pielęgnacji włosów, dotychczas najważniejsze było dla mnie to, jak kosmetyk działa, w skład zbytnio nie wnikałam.  Na fali tego zainteresowania trafiła do mnie między innymi drożdżowa maska do włosów rosyjskiej marki Pervoe Reshenie, z serii Przepisy babci Agafii ;-). Przyznam, że do idei ekologicznych kosmetyków z Rosji początkowo podchodziłam dość nieufnie, niemniej entuzjastyczne opinie z innych blogów przekonały mnie do zakupu.

 Pervoe Reshenie, Przepisy babci Agafii, Maska do włosów drożdżowa

Zadaniem maski jest nie tylko pielęgnacja włosów, ale przede wszystkim pobudzenie ich wzrostu. Jako że parę miesięcy temu, w wyniku nie do końca przemyślanej decyzji, dość drastycznie skróciłam ich długość i wprost nie mogę się doczekać aż odrosną, przyznaję, że w masce pokładam spore oczekiwania ;-)

Co obiecuje producent:
Maska do włosów  drożdżowa to wspaniały sposób na przyśpieszenie wzrostu włosów. Drożdże piwne to naturalne źródło białka, witamin i mikroelementów, które przenikają w strukturę włosa, wzmacniając je i przyspieszając wzrost. Olej z kiełków  pszenicy posiada działanie regeneracyjne i przeciwdziałające wypadaniu.  Sok z brzozy to znany ludowy środek  na wzmocnienie cebulek włosowych. Dzięki zawartości olejów z zimnego tłoczenia maska ułatwia rozczesywanie. Włosy stają się jedwabiste i pełne blasku. /za stroną bioarp.pl/
Konsystencja maski jest dość rzadka, ale nie na tyle, by spływała z włosów. Słodko-mdlący zapach zupełnie mi nie odpowiada, nie jestem w stanie powiedzieć, z czym mi się kojarzy, ale na pewno nie tak jak większości recenzentek - z maślanymi ciasteczkami. Na szczęście jest do wytrzymania, choć niestety utrzymuje się jeszcze przez jakiś czas na umytych włosach.
 
Pervoe Reshenie, Przepisy babci Agafii, Maska do włosów drożdżowa

Producent zaleca, by maskę nakładać na wilgotne włosy i po upływie dwóch minut zmyć. Dla mnie to trochę za krótko, by uwierzyć, że maska zadziała, trzymam ją więc od 10 minut do godziny, w zależności od tego, ile mam czasu. Efekty? Moje katowane koloryzacją i prostownicą włosy stały się nie tylko sprężyste i lśniące,  ale także sypkie i łatwe do rozczesania. Maska w widoczny sposób poprawia kondycję włosów, a jednocześnie nie obciąża ich. Plusem jest również to, że nie podrażnia skóry głowy, a to akurat moj słaby punkt i każdy taki kosmetyk jest dla mnie na wagę złota ;) Czy przyspiesza porost? Nie zauważyłam, ale używam jej dopiero ok. miesiąca, więc być może to za krótki czas na takie obserwacje :) Maska zostanie ze mną na dłużej, więc jeśli moje włosy zaczną szybciej rosnąć, na pewno dam znać.

Opakowanie maski nie jest może zbyt ładne, ot, taka nieco przaśna stylistyka, za to jest praktyczne i wygodne. Jego pojemność to 300 ml, co przy lejącej konsystencji czyni maskę średnio wydajną, ale z kolei cena - 20 zł - w zupełności to wynagradza. Szczerze polecam, moja przygoda z rosyjskimi kosmetykami zaczęła się zupełnie niedawno i na pewno jeszcze sporo odkryć przede mną, ale już wiem, że masce drożdżowej pozostanę wierna długi czas ;-)

Maska dostępna jest w internetowych sklepach Bioarp i Kalina (w tym drugim nieco taniej, a jeżeli akurat nie ma jej na stanie, to warto o nią zapytać, a nuż się znajdzie ;-), a także na Allegro.



niedziela, 2 września 2012

Kryolan, Micro Silk Powder

Pomimo tego, że sama pudrów sypkich używam rzadko, to jednak jest ich w moim kuferku całkiem sporo. Do jednych z bardziej udanych zakupów z pewnością mogę zaliczyć puder firmy Kryolan o obiecującej nazwie Micro Silk Powder.

Nie mogłam się oprzeć - moja artystyczna wizja :P

Co o pudrze napisał producent?
Transparentny świetlisty puder z proteinami jedwabiu do matowania i utrwalania makijażu. Mikrocząsteczki sprawiają, że puder jedwabny jest idealny do wykończenia makijażu dla technologii HD. Innowacyjne składniki działają przeciwzapalnie i przeciwbakteryjnie. Puder chroni przed szkodliwym promieniowaniem ultrafioletowym - SPF 9 .


Kryolan, Micro Silk Powder


I rzeczywiście, puder sprawdza się zarówno w kwestii matowienia, jak i utrwalania makijażu, ponadto dobrze prezentuje się na zdjęciach. Konsystencją przypomina mi trochę krzemionkę; jest tak drobno zmielony, że po otwarciu opakowania w powietrze wzbija się tuman pudru. Dzięki swojej miałkości nie podkreśla porów ani nie osadza się na włoskach, wręcz przeciwnie, skóra wygląda na aksamitnie gładką. 


Kryolan, Micro Silk Powder

Nosi się go całkiem komfortowo, jest to jeden z niewielu sypkich pudrów, po użyciu ktorych nie mam wrażenia, że moja skóra jest ściągnięta i wysuszona.


Kryolan, Micro Silk Powder, MSP1 - swatch

Dostępny jest w czterech odcieniach, ja mam najjaśniejszy z nich - transparentny. Nałożony z umiarem nie bieli i szybko wtapia się w podkład. Jest trwały, raczej nie ma potrzeby ponawiania aplikacji, w przypadku intensywnej zabawy ;-) wystarczy absorbentka do zebrania sebum.

Opakowanie lekkie,  ładne i praktyczne, choć zakrętka mogłaby łatwiej schodzić, muszę się trochę namęczyć, zanim uda mi się ją ściągnąć, z drugiej strony dzięki temu nie ma możliwości, by puder sam się odkręcił. Jak zwykle firma Kryolan zakryła dziurki dwoma nalepkami, co pozwala nam samym zdecydować o ilości pudru, która ma się wysypywać na wieczko.

Pojemność pudru to 20 gramów, z uwagi na wydajność sądzę, że starczy na lata. Cena - ok. 120 złotych, mi udało się upolować go na Allegro w bardzo korzystnej cenie 70 zł, w ozdobnej metalowej puszce i z dołączoną gąbeczką, co wybitnie przyczynia się do zwiększenia mojej sympatii do tego kosmetyku i rozgrzesza wyrzuty sumienia, po co mi kolejny puder ;-)