Nie pamiętam, kiedy i czy w ogóle przydarzyła mi się taka długa przerwa w blogowaniu ;) Wybaczcie, po drodze było mnóstwo pracy, urodzinowy wyjazd do Toskanii, niezwykle klimatyczny koncert Imany i wreszcie oswajanie rzeczywistości pourlopowej. To był piękny czas, pełen niespodzianek i sympatycznych znajomości - na pewno na długo zostanie w mojej pamięci ;) A jeśli zastanawiacie się, gdzie by tu wypaść na słonecznych dni parę, to nie zastanawiajcie się dłużej, podpowiem - Toskania! Bajecznie kolorowy, zwłaszcza teraz jesienią, region, z przepysznym jedzeniem, jeszcze lepszą kawą i absolutnie zjawiskowym winem ;) Wiem, co piszę, wypiłam go naprawdę spore litry i to w zaledwie kilka dni. Były też kosmetyczne odkrycia, zgarnięty na lotnisku nowy podkład Guerlain, Lingerie de Peau niespodziewanie okazał się prawdziwym objawieniem! Post o Toskanii (jak i o podkładzie Guerlain ;)) na pewno wkrótce pojawi się na blogu, a teraz zapraszam do recenzji jesiennej kolekcji Pupa.