Depilacja nie jest, nie była i raczej nigdy nie będzie moją ulubioną czynnością. W zależności od narzędzia, po które sięgam, albo podrażnię sobie skórę (depilator), zachlapię łazienkę krwią (maszynka do golenia: słowo daję, nawet kot cofa się ze zgrozą na maleńkim pyszczku!), ewentualnie oblepię wszystko woskiem (plastry/pasta cukrowa). Pozostają jeszcze kremy do depilacji, ale z tych już dawno zrezygnowałam z uwagi na odrzucający chemiczny zapach. Ale jak się okazuje, cuda cuda! Świat idzie do przodu i nawet kremy do depilacji mogą przyjemnie pachnieć ;) I wiecie co? Rzeczywiście tak pachną! Zapraszam, poczytajcie o produktach hiszpańskiej marki Byly.

Popularna w krajach śródziemnomorskich marka Byly specjalizuje się w produktach do depilacji ciała i od niedawna gości także i u nas. W ofercie znajdziecie zarówno kremy, jak i woski, ja zdecydowałam się na wypróbowanie tych pierwszych. Kremy pochodzą z różnych serii, mam tu malinowo pachnący krem Teens, miętowy Duo Duble Action, Mint & Green Tea i złoty Gold. Dwa pierwsze służą do depilacji ciała, trzeci - twarzy. Różne serie to nie tylko różne zapachy i kolory, ale także różny czas reakcji. I tak malinowy krem Teens, z założenia skierowany do młodszych adeptek sztuki dbania o gładkość skóry, jest łagodniejszy w działaniu i można go trzymać na skórze od 8 aż do 15 minut bez ryzyka podrażnień, podczas gdy krem z serii Duo maksymalnie minut 6. Oba te czasy są więcej niż wystarczające, by osiągnąć idealnie gładką skórę (z natury jestem blondynką, stąd moje włoski nie są dużym wyzwaniem). Informacje z opakowania o pielęgnacji i nawilżeniu wydają mi się nieco przesadzone, u siebie nic takiego nie zauważyłam, ale też nie oczekuję od kremu do depilacji, że zastąpi mi balsam. Ma usuwać zbędne włoski i Byle robi to znakomicie.
Krem do depilacji twarzy ostatecznie sprezentowałam koleżance; po
wnikliwej analizie swojego wąsa uznałam, że sypie się on na tyle jasno i
delikatnie, że nie będę go prowokować, aby nie nabrał bardziej
wyrazistego charakteru ;) Przyjaciółka jest brunetką z krwi i kości, z wąsem walczy
uparcie i od lat i nie przesadzając - krem ją zachwycił. Jako
uzasadnienie podała połączenie skuteczności z delikatnością. Krem dobrze radzi sobie z depilacją, a jednocześnie nie podrażnia wrażliwej skóry twarzy.
Kremy zamknięte są w miękkich elastycznych tubach. Do każdego dołączona
jest dobrze wyprofilowana plastikowa szpatułka, która ułatwia zarówno
aplikowanie kremu jak i zdjęcie ze skóry. Krem do twarzy dodatkowo
zakończony jest ukośnie ściętym aplikatorem, który pomaga precyzyjnie
rozprowadzić produkt. Obok poręcznego opakowania niewątpliwym plusem jest zapach, kremy przyjemnie pachną i dalekie są to zapachy od charakterystycznych dla tego typu produktów chemicznych odorów.
Kosmetyki Byly znajdziecie m.in. w drogeriach Natura w bardzo przyjaznych cenach, już od ok. 10 zł. Dajcie znać, czy miałyście już okazję je wypróbować i jaki jest Wasz ulubiony sposób depilacji?
W kremy nie wierzę;) ale jestem brunetką z krwi i kości i tylko wosk:) tz. maszynka na uda, ale ręce, łyadki, bikini, twarz to tylko wosk;)
OdpowiedzUsuńWosk jest skuteczny, ale ile z tym zabawy :P
UsuńLubię kremy do depilacji, fajnie się u mnie sprawdzają, choć nie zawsze jest na nie czas i ochota. Pozdrawiam Cię serdecznie :*
OdpowiedzUsuńja używam maszynki i pianki z Gilette:) kremu do depilacji nie miałam dawno.
OdpowiedzUsuń