I od razu uprzedzę - przeglądu całej walizki nie będzie. Raz, że posnęlibyśmy wszyscy, ja w trakcie pisania, Wy w trakcie czytania, a dwa, musiałabym się przyznać do totalnej nieumiejętności wyboru między rzeczami absolutnie niezbędnymi, a tymi niezbędnymi nieco mniej ;)
A wracając do walizki, dawno już przyjęłam za pewnik, że w ferworze emocji i wrażeń połowy spakowanych kosmetyków nawet nie wypakuję, staram się więc, wbrew deklaracjom ze wstępu, nieco tonować szaleństwo pakowania. I tak pielęgnację twarzy tym razem ograniczyłam m.in. do płynu micelarnego Pat&Rub: oceniam go całkiem wysoko, wprawdzie ani w połowie tak, jak tonik tej samej marki, ale robi, co ma robić i to całkiem skutecznie. Poza micelem wzięłam jeszcze tyko krem Resveraderm i serum Daeses, oba marki Sesderma. Świetnie dogadują się z moją skórą i choć ostatnio samo serum jest już za lekkie, to w towarzystwie kremu sprawdza się doskonale. Serum ma delikatną żelową konsystencję, szybko się wchłania i lekko napina skórę, krem za to bosko ją nawilża, zmiękcza i cudownie rozświetla. O Sesdermie będzie jeszcze na blogu, bardzo polubiłam tę firmę!
Za gładkość, nawilżenie i piękny koloryt ciała odpowiedzialne były kolejno: krem do depilacji Były, otulający balsam Pat&Rub i samoopalająca pianka Vita Liberata, tym razem w ciemniejszym odcieniu. Wszystkie te kosmetyki sprawdziły się na piątkę, krem do depilacji szybko zdobył moje uznanie miłym zapachem i skutecznością, balsamy Pat&Rub niezmiennie darzę ogromną sympatią za skład i działanie, a pianka Vita Liberata to zdecydowanie najlepszy samoopalacz jaki znam.
Co do włosów to miękkość i blask od jakiegoś czasu zapewnia im Primer Bumble and Bumble, używam go wraz z prostownicą lub szczotko-suszarką i niezmiennie jestem zachwycona efektem. Primer chroni włosy przed szkodliwym działaniem ciepła, lekko je nabłyszcza i sprawia, że są przemiłe w dotyku. Miniatura odżywki Saryna Key (ostatni hit Sieci), wraz z nieobecnymi na zdjęciu szamponem i olejkiem próbowały mnie do siebie przekonać, ale nie jestem pewna, czy im się udało. Żaden element, szampon, odżywka, olejek, nie zrobił na mnie na tyle dobrego wrażenia, żebym chciała kupić pełnowymiarowe egzemplarze.
Kosmetyczkę z kolorówką udało mi się ograniczyć niemal do minimum, jest podkład, róż, cień do powiek, pomadka i tusz do rzęs. Wszystko w jednym egzemplarzu, w dodatku róż kupiłam już na lotnisku ;))
Podkład, ostatnio mój ulubiony, to Teint Couture Balm, Givenchy, lekki i bardzo naturalny, z dużymi właściwościami pielęgnującymi - po demakijażu skóra jest miękka i nawilżona, zupełnie jakby w ciągu dnia była otulona balsamem. Róż to przepiękny Angelique Chanel, jestem nim urzeczona i noszę go na policzkach (czasem też na powiekach) dzień w dzień odkąd go kupiłam. Pomadka, również Chanel, w przepięknym odcieniu Emotion nieodmiennie kojarzy mi się z jesienią i najchętniej wtedy właśnie po nią sięgam. Cień Makeup Revolution, Rose Gold (stosuję go na sucho), to zaledwie cień blasku na powiece, ale w towarzystwie niezawodnego tuszu L'Oreal robi wrażenie ;)
Z biżuterii ostatnio rezygnuję niemal zupełnie, wyjątek robię dla delikatnych łańcuszków z przywieszkami. Ten na zdjęciu pochodzi z Happiness Boutique (Klik!) i mimo że większy od tych najczęściej przeze mnie wybieranych, oczarował mnie swoją urodą. Nosi się świetnie, pasuje zarówno do lekkich koszulowych bluzek jak i do cieplejszych wełnianych swetrów. Piękny jest! Wysyłka bezpłatna, a kontakt ze sklepem na wysokim poziomie.
Moja walizka nie istnieje bez perfum, co więcej - nie są to proste decyzje ;) Zawsze swoje odstoję przed szafką z perfumami, zanim zadecyduję wreszcie, które flakony ze sobą spakować, a i tak całość na wszelki wypadek uzupełniam garścią próbek. Tym razem motywem przewodnim była jesień i francuski szyk, i jak dla mnie wszystkie te trzy zapachy - Alien w lżejszej niż zwykle odsłonie, Le Parfum, Lalique i przepyszne J'ose Eisenberg - świetnie się w to wpisują ;)
Perfumy pięknie komponują się z chemią mojej skóry, jesiennym słońcem, wiatrem, kolacjami przy winie i klimatem francuskich miast - tak, zdecydowanie był to dobry wybór ;) A jakie zapachy Wy zabrałybyście ze sobą do Paryża?
Ten róż z Chanel wygląda przepięknie :)
OdpowiedzUsuńI jest :)
UsuńUwielbiam róże i pomadki tej marki. :) Z perfum kusi mnie Miss Dior, ale też uwielbiam każdą wersję Chloe :)
OdpowiedzUsuńMamy dość podobne upodobania, sama też bardzo lubię Chloe i Miss Dior :)
UsuńMinimalistyczna kolorówka i aż trzy zapachy :D
OdpowiedzUsuńCała Elle <3
Śliczny naszyjnik :)
:D
UsuńCo niedowyglądałam to nadrobiłam zapachem ;))
Produkty do makijażu w 100% w stylu paryżanek ;) Ja gdy byłam tam latem zabrałam ze sobą perfumy Chloe, klasyczny świeży zapach, nie był męczący gdy trzeba było stać w długiej kolejce do Luwru ;) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZe wstydem przyznaję, ze to już kolejny raz kiedy odpuściłam zwiedzanie wystaw w Luwrze, kiedyś to nadrobię, mam nadzieję ;)
UsuńMyślę, że też mógłby być to Alien, ale tez na pewno Moulin Rouge, nie tylko z powodu nazwy :)
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji powąchać niestety :(( ale wyobrażam sobie, ze zapach jest piękny!
UsuńHappiness Boutique widzę masowo wysyłał mejle ;)
OdpowiedzUsuńAnglique Chane ma przepiękny kolor, zerknę sobie na niego przy okazji odwiedzin w perfumerii :)
Kolejny raz, tym razem się skusiłam i nie żałuję ;) A na róż zerknij koniecznie, ja jestem w nim zakochana.
UsuńLiczę na fotorelację z Paryża :)
OdpowiedzUsuńJa od razu pomyślałam o paris YSL :D kiedyś je lubiłam bardzo.
Będzie będzie. Buteleczkę Paris także miałam i do dziś mam do nich sentyment ;)
UsuńJestem ciekawa złotego Aliena. Klasycznego fioletowego kocham <3
OdpowiedzUsuńTeż bardzo go lubię, ale czasem boli mnie od niego głowa, ta wersja jest znacznie lżejsza.
UsuńLalique i J'Ose, piękne zapachy!
OdpowiedzUsuńUwielbiam oba. J'ose jeszcze sprzed reformulacji <3
UsuńRóż i pomadka Chanel wyglądają świetnie<3 ciekawi mnie to serum i krem bo nie słyszałam nic wcześniej o tej marce, a skoro chwalisz, to trzeba się przyjrzeć;)
OdpowiedzUsuńSesderma jest świetna, ma bardzo fajne nie tylko te kosmetyki, ale też serię z witaminą C - moja ulubiona :)
UsuńRóż i pomadka przepiękne!
OdpowiedzUsuńByłam w Paryżu dwa razy i pojechałabym tam kolejny raz nawet dziś :D
To była także moja druga wizyta, tak po prawdzie to dolina Loary zachwyciła mnie bardziej, ale zdecydowanie Paryż ma to coś. Przeczytaj książkę koniecznie, zachwycisz się, to prawdziwa uczta dla ducha :)) ciekawostek o
Usuń...o Paryżu, rzecz jasna, jest w niej mnóstwo ;)
UsuńKocham Le Parfum Lalique <3 a zabrałabym jeszcze ze sobą Tam Dao :)
OdpowiedzUsuńPiękny naszyjnik.
Tam Dao na mnie pachniało cudnie przywędzona herbatą, ale masz rację, to zapach w sam raz na jesień w Paryżu.
UsuńMagiczne miasto! A kosmetyki na pewno pomogły Ci poczuć się jak prawdziwa Paryżanka :)) Pozdrawiam serdecznie, miłego dnia życzę :***
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)))
UsuńSame wspaniałości :) że o balsami Pat&Rub nie wspomnę! Fenomenalny :)
OdpowiedzUsuńLatem pachniał dla mnie nieco za słodko, teraz jest w sam raz!
UsuńSame piękności <3 Czego, jak czego, ale produktów Chanel w podróży do Paryża nie mogłoby zabraknąć :) Co do zapachu, to ja pewnie zabrałabym właśnie coś Chanel: Coco Mademoiselle, Allure, albo ukochane Chance Eau Tendre <3
OdpowiedzUsuńWybierając się na urlop zawsze zabieram mnóstwwo zbędnych rzeczy, ale lepiej zabrać ze sobą niż potem latać po okolicy i szukać pobliskiego sklepu...
OdpowiedzUsuńśliczna szminka, bardzo lubię takie kolory :)
OdpowiedzUsuńPiękna gromadkę ze sobą zabrałaś! Róz Chanel <3
OdpowiedzUsuńSame wspaniałości nic dodać nic ująć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
no nie, a mnie to zapomniałaś zabrać :P
OdpowiedzUsuńRóż wygląda przepięknie...w Paryżu nigdy nie byłam ale myślę, że niedługo pojadę mam w planach
OdpowiedzUsuń