poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Islandia, część II

Islandia położona jest na zbiegu dwóch płyt tektonicznych, co wiąże się z dużą aktywnością wulkaniczną tego obszaru; obecność ponad 140 wulkanów sprawiła, że większość wyspy nie nadaje się do zamieszkania - widać to zwłaszcza wzdłuż drogi 26, która wiedzie przez interior. Zjawisko erozji jest na tyle silne, że ziemie te nie nadają się pod uprawę roślin, stąd około 3/4 obszaru Islandii to nieużytki.

F26 - droga przez interior

Aż po horyzont rozpościera się iście księżycowy krajobraz, pełen szarego gruboziarnistego piasku i kamieni, gdzieniegdzie pojawiają się małe zbiorniki wodne, z rzadka można zobaczyć jakieś ptaki, a w oddali migocze lodowiec.
 
Jęzor lodowca Hofsjokull

Na niektóre lodowce Islandii można wjechać samochodem, my w ostatniej chwili zrezygnowaliśmy, bo zaczął padać deszcz. Można też oczywiście się po nich przejść, okolice lodowców pełne są ogłoszeń wypraw reklamowanych jako dostępne dla każdego ;-)
 
Stożek wulkanu Hverfjall

Drogą 26 dotarliśmy do Myvatn, które jest obowiązkowym punktem na trasie każdego chyba turysty i nic dziwnego, nie można się tu nudzić. Jedną z licznych atrakcji jest możliwość wspięcia się na niewielki stożek wygasłego już wulkanu Hverfjall.
 
Hverir

Inną - okolice Námaskarð. Niestety nie było mi dane w pełni docenić uroku tego miejsca, pełnego gorących źródeł, fumarol i bulgoczacego błota, z dość prozaicznego powodu - zapachu. Woń zepsutych jajek to zdecydowanie to, z czym nie jest mi po drodze.
 
Krafla

Parę kilometrów dalej można podziwać prawdziwie postapokaliptyczny krajobraz - morze lawy z różnych okresów erupcji, buchające spod ziemi pióropusze syczącej pary, gorące źródła - naprawdę, widok nie z tej ziemi ;-)
 
Dettifoss

Kolejny wodospad na naszej trasie jest wyjątkowy nie tylko dlatego, że jest najpotężniejszy w Europie, ale także dlatego, że przelewająca się przezeń woda jest brunatna. Większość wód na Islandii ma mleczno-seledynowe zabarwienie.
 
:)


Asbyrgi 

Wąwóz Asbyrgi - jedno z najbardziej magicznych miejsc na wyspie. Powstało na skutek erupcji wulkanu pod lodowcem - ciśnienie stopionej pod pokrywą lodowca wody było tak wielkie, że w końcu przebiła ona lód i wytrysnęła na powierzchnię wymywając pumeks i piach spomiędzy wielkich bloków bazaltu. Naukowcy przyjmują, że  wąwóz powstał w mniej niż 3 dni. Zjawisko to ma swoją nazwę - Jokulhlaup.

Topniejący jęzior lodowca

Odrywajace się od jęzorów lodowca kry robią niesamowite wrażenie. Udało nam się zobaczyć kilka takich miejsc, i nie ukrywam - zjadłam kawałek lodowca!
 
Błękitny kawałek lodowca ;)

Kilometrowe pola lawy, porośnięte miękkim zielonym mchem to jedna z moich ulubionych twarzy Islandii.


Pola lawy

Z uwagi na wezbrane po deszczach rzeki zrezygnowaliśmy z zobaczenia wulkanicznego stożka Askji, w zamian  wybraliśmy się w okolice najbardziej śmiercionośnego wulkanu Islandii - Laki. Trwająca kilka miesięcy (1783-84) erupcja wulkanu przyniosła śmierć ok. 10 000 ludziom i przyczyniła się do znacznych zmian klimatycznych na kontynencie.

Jedna z licznych szczelin wulkanu Laki

W skład wulkanu wchodzi ok. 130 szczelin.

Maskonury

Jednym z wielu celów naszej podróży było polowanie (na szczęście tylko obiektywem ;-) na maskonury. Te urocze ptaki, zwane przez nas pieszczotliwie puffinami, totalnie podbiły nasze serca ;-) Nie tylko one zresztą, latem Islandia jest  rajem dla milionów ptaków, które mają tu swoje stanowiska lęgowe i  wierzcie mi - widać i słychać to na każdym kroku (no może poza interiorem ;-)
 
 Dyrholaey w oddali

Dyrhólaey to świetne miejsce do obserwowania nie tylko maskonurów, ale i wielu innych ptaków. Kolonie skrzydlatych istot opanowały ściany klifu  i okoliczne czarne plaże; trudno utrzymać powagę na widok kroczących z godnością malutkich kaczuszek, co rusz zaskakiwanych przez fale oceanu ;-).

Dementuję - nie jestem ruda ;-)

Niewątpliwym urokiem islandzkiego lata jest długość dnia, chciałoby się rzec, nieskończona ;) W lipcu zmierzch zapada w okolicach pierwszej w nocy i tak trwa do ok. 3 nad ranem. Wciąż jednak trudno to nazwać nocą.

Powrót do gniazda z dziobem pełnym jedzenia

Nie tylko my upodobaliśmy sobie maskonury; są one także maskotką Islandii. By móc w pełni rozkoszować się ich towarzystwem popłynęliśmy na Wyspy Vestmannaeyjar, gdzie w okolicach ich kolonii są świetnie przygotowane stanowiska dla fotografów :)

To oczywiście tylko parę obrazów z naszej podróży po Islandii, nie sposób tu jednak pokazać wszystkiego - gdybyście miały jakieś pytania zapraszam do kontaktu, pomogę jak tylko będę mogła :)

ps. Islandię możecie popodglądać także i tutaj: klik!


 

20 komentarzy:

  1. rzeczywiście, obszary zapadają w pamięci. również chętnie "rzuciłabym okiem" na żywo

    OdpowiedzUsuń
  2. wlasnie tak sobie wyobrazam islandie - malo cywilizacyjna i mega magiczna :D

    OdpowiedzUsuń
  3. kolega z pracy dziś wrócił z Islandii z masa opowieści i 3 tysiacami zdjęć :] kocham Was :* moje konto mniej bo korci mnie taki wypad

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, jakie piękne zdjęcia. Kusi mnie Islandia jako przeciwwaga zatłoczonych Chin;)

    OdpowiedzUsuń
  5. I love the photos and the last one is amazing ! what do you think of following each other on GFC? let me know

    Much of love,

    http://thefrench-fries.blogspot.pt/

    OdpowiedzUsuń
  6. Pięknie! Po prostu pięknie. Islandia jest moim cichym marzeniem...

    ps. W niektórych drinkach się nie da czegoś zamienić, ale zawsze można eksperymentować na własną rękę ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Islandia!:O Jedno z moich większych marzeń! Jak podróż poślubna to tylko tam, chociaż jak zakomunikowałam to mojemu lubemu, to obrzucił mnie spojrzeniem z cyklu "oddaj pierścionek zaręczynowy" :D
    Zazdroszczę pięknej podróży :) nie mogę się napatrzeć na zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki, żeby luby dał się skusić, naprawdę warto ;-)

      Usuń
  8. marzy mi się kiedyś podróż :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Widoki nieziemskie.. te wodospady- po prostu magia :)

    OdpowiedzUsuń
  10. ślicznie tam i ten ptaszek na końcu przecudowny!

    OdpowiedzUsuń
  11. Oo, tam, gdzie Cię widać przy namiocie, spędziliśmy pierwszą noc - z widokiem na wodospad i jego szumem w uszach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adamowi tak się tam spodobało, że celowo wróciliśmy tam na nocleg ;)

      Usuń

Daj znać, co o tym myślisz :-)